7a
***
6 maja
Powolnie
minęła iluzoryczność kwietniowa,
wbiegł dziki, uśmiechnięty lekko obłąkanym uśmiechem maj.
Słodko jest poddać się świadomości, że nów księżyca przyrasta od dzisiaj w coraz dłuższe
jak paznokietki przedziwnego zwierza jasne formy. I ten niewymowny dreszczyk, gdy
podglądam jak stworzenia parzą się, jak spóźnialscy pospiesznie budują gniazda i nory,
czeszą futra i pióra!
Lśniąco. Można wzrastać i wychylać się, nie wygłupiać się
w dołach.
W chwilach największego mozołu wewnętrznego dobrze, że właśnie trwa wybuch wiosny,
że jest na czym oko zmęczone ułożyć. Kwiaty jabłoni zjadam długim jak wędka widelcem sięgając wprost z balkonu, a ptasie wypierzki snują się w powietrzu
jak puchate surrealistyczne rybki
hipnotycznie kojąc, kołysząc. Tak,
zawsze mógł to być środek listopada albo marca.
Wtedy to dopiero byłoby przechlapane.
Fotografia
Dzisiaj w nocy ktoś
zrobił nam zdjęcie
śpimy jak szczenięta
które cały dzień biegały
po lesie i łące
bezwładne ciepłe ciała
pachnące trawą i modrakami
miękkie
zimne nosy wtulone
we własną sierść
łapy z różowymi poduszkami
zarzucone na siebie jak sieć ratunkowa
drgają we wspomnieniu
radosnego biegu
od szczeniaków różnią nas tylko
nocne wiersze z prześcieradła
odbite tajnym szyfrem
na policzkach
Mapa ławek – nieoczywisty nokturn
Sferę zmierzchu
naciągam na siebie jak kaptur, lub koc
(nazwijmy tę porę zmierzchonocą) –
i patrząc w górę idę z domu w Stare Miasto
przeżyć występ wszystkich odmian błękitu i czerni.
Odwiedzam grające ławeczki Fryderyka
starannie, jedna po drugiej, w ulubionych naciskam guzik
po kilka razy, pamiętając dokładnie gdzie nokturn Des – dur,
a gdzie As.
Dźwięki są mimiczne. Krąży między nimi
ptak przedrzeźniacz
ptak dowcipniś
opowiadacz.
Można jak on: miotać się
w migotliwym tonie
czułostki
albo zamyślać na długim, długim
oddechu.
Fioritury nienumeryczne i rubata
pasują zmierzchonocy. Wyróżniona,
nieoczywista, jak bel canto fortepianu
który zwodzi.
Cichy i potulny uderza nagle mocniej,
rozwibrowuje uśpione powietrze.
Kawałkiem szkolnej kredy znalezionym w kieszeni
nakreślam na chodniku mapę pięciolinii
może ktoś nadepnie
i po mnie
złapie rytm.
Przed
urodź się, wybuchnij
niech nastanie już kwiecień
w którym chce się mówić wszystko
zielonymi literami
wyglądam przez okno
a tam niebo bez końca
tłoczą się promienie
drżą napięte pióra
chłopcy
gromadzą się podejrzanie
w kieszeniach nowe
rzeczywistości
pod domem jakaś dziewczynka płacze
bo nikt prócz niej nie myśli, że gdy rosną pąki
to je boli
Aglaja Janczak
Ur. 1977. Poetka, księgarka, pracuje również jako redaktor. Studiowała polonistykę na Uniwersytecie Gdańskim. Debiutowała w „Toposie” w 2007 r. Jest laureatką kilkunastu konkursów i turniejów poetyckich (m.in. XIII Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Michała Kajki 2017, XI OKP „Struna Orficka” im. Wojciecha Bąka 2017, „Hymn zachwytu” 2017 r., Literaturomanii organizowanych przy okazji Festiwalu Nagrody Literackiej Gdynia, Manifestacji Poetyckich w Warszawie), drukowana w czasopismach literackich (np. „Autograf”, „Topos”, „Lampa”, „Bliza”) jako Joanna Herman. Autorka tekstów piosenek do spektakli teatralnych dla dzieci (sztuki w teatrach: Baj Pomorski w Toruniu, Miniatura w Gdańsku, Olsztyński Teatr Lalek, Białostocki Teatr Lalek i in.). Po kilku latach niepisania, w roku 2016 wznowiła działalność, tworząc nie do końca wiersze, które nazywa „strzępami cynamonowymi”. Jej teksty były dwukrotnie czytane jesienią 2017 r. w Radiu Gdańsk i publikowane w sieci (na portalu Ośrodek Postaw Twórczych „Helikopter” i gender.pl). Mieszka z Ukochanym, kotem i nietoperzami na strychu starej warszawskiej kamienicy, planuje wydanie prozy poetyckiej i innych książek. Jest szczęśliwą mamą dwojga nastolatków. Mawiają, że urwała się z cyrku.