Czy performans nadal działa? Z prof. MARIANEM STĘPAKIEM, kuratorem Festiwalu Performance „Koło Czasu”, rozmawia Olga Grybowicz

a

Olga Grybowicz: Tej jesieni już po raz jedenasty mieszkańcy Torunia mieli możliwość uczestniczenia w rokrocznym Festiwalu Performance Koło Czasu organizowanym przez Pana we współpracy z miejscowym Centrum Sztuki Współczesnej. W jakich warunkach zrodził się pomysł na stworzenie pierwszej edycji?

Marian Stępak: Pomysł na Festiwal Performance Koło Czasu zrodził się w warunkach uczelnianych. Wraz z byłym asystentem Pracowni Ikonosfery Zakładu Plastyki Intermedialnej, Przemysławem Obarskim, obmyśliliśmy koncepcję przedsięwzięcia. Impreza ta ma i miała na celu promowanie przede wszystkim młodych artystów oraz przybliżanie sztuki performansu toruńskim odbiorcom.

Performans to dość trudna dziedzina, balansująca na granicy sztuk plastycznych i teatru. Często spychana na margines, raczej z trudem znajduje nowych entuzjastów. Czy – w  przeciągu kolejnych edycji festiwalu – dostrzega Pan większe zainteresowanie wydarzeniem oraz tematem performansu?

Nie, jest zupełnie odwrotnie, zainteresowanie spada. Obwiniam za ten spadek częściowo młodych ludzi, którzy coraz mniej interesują się szeroko pojętą sztuką, nie tylko działaniami performatywnymi. Największym problemem jest to, że studenci Akademii i Wydziałów Sztuk Pięknych nie dają przykładu swoim kolegom z innych uczelni, czy wydziałów i coraz rzadziej są bywalcami wydarzeń ściśle powiązanych ze sztuką. Jeżeli chodzi o festiwal Koło Czasu, to mamy również do czynienia z sytuacją, kiedy to młodzi ludzie po prostu boją się przyjść na tego typu imprezę – obawiają się, że nie będą potrafili zachować się w odpowiedni sposób, obcując z taką sztuką. Ten lęk z kolei jest związany z ogromnymi brakami w edukacji artystycznej.

Jest Pan również edukatorem prowadzącym własną Pracownię Ikonosfery w Zakładzie Plastyki Intermedialnej. To chyba jedyna taka pracownia na naszym Wydziale?

Z tej pracowni korzysta głównie pierwszy rok. Prowadzi się tam plastykę podstaw. Sama nazwa pracowni odnosi się do sfery obrazowania. Uczymy świeżo upieczonych studentów zasad komponowania, jak zestawiać ze sobą kolory. Pierwszoroczni dowiadują się czym jest złoty podział i jaki wpływ ma kompozycja na odbiór całości dzieła. Na czwartym roku od kilku lat prowadzę zajęcia związane ze sztuką performatywną. Moja działalność artystyczna w zakresie sztuki performance zaczęła się w momencie, w którym zostałem poproszony o prowadzenie zajęć właśnie o tej tematyce. Uznałem wówczas, że dobrze byłoby, gdybym, nauczając perfomansu, miał osobiste doświadczenia z nim związane. Mimo dotychczasowej wewnętrznej bariery dotyczącej bezpośredniego kontaktu z odbiorcą podczas procesu twórczego, postanowiłem poszerzyć spektrum własnej działalność artystycznej o działania performatywne.

Wróćmy do Koła Czasu. Jakich sfer życia dotykają najczęściej festiwalowe wystąpienia?

Są to głównie wątki egzystencjalne. Najczęściej działania odnoszą się do osobistych doświadczeń artystów, poruszają niekiedy bardzo intymne kwestie. Oczywiście trafiają się też wątki polityczne, po które często sięgają artyści ukraińscy. W ich działaniach wielokrotnie przewija się wątek wojny. W Polsce jednak zazwyczaj sztuka performatywna porusza tematykę związaną z uczuciami, emocjami. Mamy naprawdę godne uwagi grono młodych performerów, którzy świetnie radzą sobie z tematami egzystencjalnymi w swoich występach.

Wydaje się, że tegoroczna edycja festiwalu była szczególnie „emocjonalna” w swych wystąpieniach. Czy znalazło się takie, które zapadło Panu w pamięć? 

Poruszające według mnie było działanie Aliny Śmietany, studentki kierunku Sztuka Mediów i Edukacja Wizualna UMK. Podczas jej występu bez przerwy zastanawiałem się, w jaki sposób go zakończy. Przewidywałem zupełnie inny koniec od tego, który zaplanowała Alina. Jej był zdecydowanie bardziej ujmujący. To działanie miało genialny wydźwięk pod względem formy performance. Często bywa tak, że jeżeli występ trwa zbyt długo, jest męczący dla odbiorcy i traci on zainteresowanie zdarzeniem. W przypadku performansu Śmietany było zupełnie inaczej. Alina potrafiła zbudować atmosferę wyczekiwania. Widownia z zaciekawieniem oczekiwała finału, każdy analizował, co będzie dalej, mimo że czynności, które wykonywała, były bardzo podobne – cały czas, kładąc się na podłogę, pełzała w charakterystyczny sposób. Aspektem jej działania, który ujął mnie najmocniej, była odwaga. Nie każdy performer chce się w jakimś sensie poniżać, na przykład wycierając brud z podłogi własnym ciałem. U Aliny, mimo jej bardzo młodego wieku, widać, że ma niesamowicie głębokie przemyślenia, w których wyrażaniu pomaga brawura. Dużo emocji wzbudziło we mnie także wystąpienie nestora Przemysława Kwieka. Jego artystyczne wypowiedzi opierają się głównie na prywatnych, głębokich doświadczeniach życiowych – zetknięciu się z biedą, upokorzeniem. To, co wykonał Kwiek, na wstępie mogło mieć zabawny, komiczny wydźwięk, jednak potem stało się lekcją rozumienia świata. Działanie nabrało charakteru dydaktycznego. Był to słowny performans, wiele się w nim działo, ale to, co zapadło mi najbardziej w pamięć, to fragment odautorskiego tekstu, w którym artysta zwracał się do młodych ludzi, mówiąc im, że jego działanie nie jest wygłupianiem się – jest sztuką, a on nie przyjechał na festiwal po to, aby robić z siebie idiotę – wyszedł z działaniem po to, żeby podzielić się głębokim przemyśleniem odnoszącym się do jego tragicznych doświadczeń w kontekście budowania własnej filozofii sztuki. Kwiek tym wystąpieniem pozwolił mi potwierdzić moje wyobrażenie na temat jego sposobu rozumienia sztuki.

Przemysław Kwiek rzeczywiście jest niezwykle wyrazistą postacią w polskiej sztuce współczesnej. Przywodzi mi na myśl jeden z artykułów, w którym autor stawia zasadnicze pytanie o to, czy „performer jest performerem tylko podczas performansu”… 

Performansu nie jest w stanie wykonać ktoś, kto nie ma takiego typu osobowości, ale jeżeli ktoś posiada typ osobowości performera i potrafi wystąpić przed publicznością, nie oznacza, że każda prozaiczna czynność w życiu codziennym, którą wykonuje w obecności przynajmniej jednej osoby, jest działaniem performatywnym. W życiu codziennym jednak mamy stosunkowo często do czynienia z sytuacjami performatywnymi, są one działaniami wtedy, kiedy wychwyci je bystre oko świadomego obserwatora. Ostatecznie jestem zdania, że performerem jest się wyłącznie w trakcie działania, ale jak w każdej życiowej kwestii bywają wyjątki. Za taki wyjątek, według mnie, możemy uznać wspomnianego Przemysława Kwieka – sporo gestów w jego życiu prywatnym wydaje mi się być w wielu aspektach elementem performatywnym. On jest zawsze performerem. Ujęło mnie jego działanie sprzed dobrych kilkunastu lat, kiedy to po dużej wystawie w galerii Związku Artystów Plastyków w Warszawie, na której Kwiek wystawił obrazy realistyczne na przekór i na złość światu, postanowił je sprzedać, co wynikało między innymi z głębokiego ubóstwa. Pakował je codziennie na wózek i rozstawiał się z nimi między stoiskami z cebulą, ziemniakami w swojej rodzinnej miejscowości, chcąc je sprzedać. Choć takie zachowanie wynikało częściowo z desperacji, mimo wszystko miało charakter performatywny. Kwiek całą tą sytuacją chciał zwrócić uwagę na fakt, jak bardzo zaniżana jest wartość sztuki. Taką postawą buntował się przeciwko powszechnemu uznawaniu za sztukę jedynie kolorowych, realistycznych reprodukcji obrazów.

Pana działalność artystyczna również jest daleka od klasycznych, realistycznych produkcji obrazów…

Od czasu ukończenia studiów na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w obrębie moich artystycznych zainteresowań znajduje się wszystko, co zakończyło swój żywot w swojej pierwotnej funkcji, przede wszystkim ubrania i tkaniny. Moim zamierzeniem jest, aby zapoczątkowywać dla tych zdegradowanych materii nowe przeznaczenie, nadawać im nowe jakości. Praca dyplomowa z 1983 roku w pracowni malarstwa prof. Stanisława Borysowskiego odnosiła się wyłącznie do garderoby mojej mamy. Były to sukienki, bluzki i sweterki, które naciągnąłem na prostokątne lub kwadratowe ramy. W ten sposób cały początkowy, kilkuletni okres mojej samodzielnej twórczości polegał na konstruowaniu obiektów, częściowo półprzestrzennych, z wykorzystaniem zniszczonej odzieży. Najlepiej czuję się w obiekcie i instalacji. W obrębie moich zainteresowań pojawia się zużyta bielizna i galanteria – majtki, skarpetki, krawaty, czapki i innego rodzaju drobniejsze elementy ubioru. Zdarza mi się wykorzystywać w swoich obiektach rzeczy, które otrzymałem od konkretnej osoby, z którą utrzymywałem bliskie, przyjacielskie relacje. Jeżeli chodzi o działanie w obszarach performansu, to staram się nawiązywać do stylistyki mojej aktywności w zakresie realizacji obiektowych. Festiwal Koło Czasu jest dla mnie czymś w rodzaju impulsu pobudzającego do dalszych działań performatywnych.

I na koniec, trochę klasycznie: jak ocenia Pan kondycję sztuki performace w Polsce i na świecie?

Bardzo dobrze, tylko niekiedy trudno tę bardzo dobrą kondycję przeflancować na grunt naszego miasta.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.



Marian Stępak

Ur. 1957 w Koronowie. Ukończył Liceum Sztuk Plastycznych w Bydgoszczy. Studia odbył na Wydziale Sztuk Pięknych UMK, realizując swój dyplom artystyczny w pracowni malarstwa prof. Stanisława Borysowskiego w roku 1983. Od 1984 r. był asystentem w tejże pracowni. Od 1995 r. do teraz pracuje w Zakładzie Plastyki Intermedialnej, obecnie na stanowisku profesora zwyczajnego. W latach 1991-1996 pracował również w prywatnej Wyższej Szkole Sztuki Stosowanej Schola Posnaniensis w Poznaniu i w Liceum Rzemiosł Artystycznych działającym przy tej szkole. Współpomysłodawca i kurator Festiwalu Performance Koło Czasu, odbywającego się rokrocznie w Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu.


Olga Grybowicz

Absolwentka Liceum Plastycznego im. Wojciecha Kossaka w Łomży na specjalizacji grafika warsztatowa. Aktualnie studentka czwartego roku Sztuki Mediów i Edukacji Wizualnej w Toruniu, gdzie realizuje szereg projektów plastycznych i edukacyjnych. Entuzjastka sztuki ilustratorskiej, z którą skrycie wiąże swoją przyszłość.